ROZMOWA Z KOMENDANTEM GŁÓWNYM STRAŻY GRANICZNEJ PŁK PROF.MARKIEM LISIECKIM

Opublikowano: czwartek, 13 luty 2020

Moje wykłady i badania dotyczyły sfery ochrony bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego, a zdecydowanie większą ich część poświęciłem zagadnieniom organizacji i kierowania ochroną granicy i kontroli ruchu granicznego. Wystarczy zresztą spojrzeć na temat mojej pracy doktorskiej i habilitacyjnej, tematykę publikacji, czy też licznych moich magistrantów pełniących dziś służbę w SG. Łatwo chyba zrozumieć, że w takiej sytuacji propozycja objęcia stanowiska Komendanta Głównego SG była dla mnie, naukowca, bardzo interesujące. Zawsze pociągał mnie problem modelowania struktur organizacyjnych i tu poczułem, iż staję przed niepowtarzalną szansą stworzenia czegoś zupełnie nowego, jaką mieli chyba tylko twórcy KOP, dawnej SG czy pierwszych jednostek WOP, Była to też, jeśli nie jedna, to z pewnością rzadka szansa zweryfikowania poglądów naukowych w praktyce. Ale nie tylko. To, że mogłem sam tworzyć strukturę organizacyjną, nie zdarza się wszakże często ludziom obejmującym kierowanie instytucją.

- Czy to znaczy, że funkcjonariusze SG mają się czuć jak pański materiał badawczy, coś w rodzaju rybek z akwarium, na których eksperymentuje uczony?

- To co robiłem nie było eksperymentem. Tu nastąpiło zetknięcie wyników prac analitycznych z wnioskami wynikłymi po dość szerokiej dyskusji, Natomiast struktura organów administracji jest taka, ze są to organa jednoosobowe. Jeden człowiek odpowiada za realizację zadań i on też ma prawo do dobierania sobie ludzi.,.

- Weryfikacja poglądów teoretycznych - jak ona wypadła? Czy życie nie poprzestawiało teorii?

- Tak, życie zweryfikowało pewne rzeczy i z tego się cieszę. Tworząc strukturę można było przyjąć metodę podmiotową, czyli - mamy ludzi i szukamy dla nich zajęcia, lub przedmiotową, czyli - najpierw zadania, potem wynikające z nich struktury, a na końcu dopiero ludzie. Jestem zwolennikiem tej drugiej, zwłaszcza zaś tego jej twierdzenia, że struktury tworzy się od dołu, od stanowisk wykonawczych, Ale konieczność stałej realizacji zadań przez SG wymusiła przyjęcie kompromisu, Nie mogłem sam konstruować struktur od poziomu podstawowego. Trzeba było stworzyć określony zespół, wyznaczyć grupę ekspertów - kierowników i dać im pewną samodzielność.

- Rok temu wchodził pan tu z pewną wizją Straży Granicznej. Z czego w tym czasie trzeba było zrezygnować.

- Wprowadziłem dużo z rzeczy, które wprowadzić chciałem. Może i dlatego, ze miałem sporą swobodę działania zostawioną mi przez ministra spraw wewnętrznych. Choć nie powiem by wszystko odbywało się bez problemów.

- Z nich zaś największy to...

- Obsada stanowisk kierowniczych. Bo przygotowanie znacznej części kadry nie jest na tych stanowiskach najwyższe. Wynika to może i stąd, ze w wojskowych systemach scentralizowanych ludzie z eksponowanych stanowisk nie byli uczeni samodzielnego podejmowania decyzji. Lepiej i łatwiej było zadzwonić wyżej po rozkazy. Ja zaś jestem zwolennikiem decentralizacji gdzie tylko się to da.

- Dla równowagi: największy sukces?

- Nareszcie doceniono problematykę ochrony granicy. O tym się mówi, pisze. O tym wiedzą decydenci i szerokie kręgi społeczeństwa. Nasza formacja przestała być instytucją zamkniętą. Uczestniczymy w życiu społecznym, otwieramy się na świat, nawiązujemy robocze kontakty w Europie Zachodniej, a nawet w Ameryce.

- Jednym słowem i tu idziemy ku Europie. Czy przypadkiem nie wstyd pchać się tam z przestarzałymi WSK-ami i UAZ-ami.

- Nie jest tak źle, choć wyposażenie mamy nieporównywalnie gorsze. Realizujemy z powodzeniem zadania, co nasi partnerzy wiedzą i doceniają. Może inaczej nie deklarowaliby pewnej pomocy.

- A może byłaby ona większa gdybyśmy działali gorzej.

- (…)

- Wróćmy więc do Kontaktów zagranicznych. Czy wie Pan kogo w MSW nazywają profesorem i wędrowcem?

- Może prof. Widacki, może... Domyślam się, ze chodzi o mnie. Cóż, te wędrówki nie wynikają z moich chęci podróżowania ale z obowiązków, które określa ustawa, Chodzi tu o nawiązanie kontaktów przede wszystkim z naszymi bezpośrednimi sąsiadami, ale nie tylko. W sytuacji gdy przestępczość ma charakter międzynarodowy, kiedy migracja, ta legalna i nielegalna wraz z towarzyszącymi jej zjawiskami patologicznymi, przybiera coraz większe rozmiary, bez współpracy międzynarodowej nie możemy się obejść.

- Nie da się ukryć, że pańscy poprzednicy, dowódcy WOP, mieli znacznie niższy zakres kompetencji, mniejszą samodzielność. Czy bywają takie momenty, kiedy pan im tego zazdrości?

- Przede wszystkim stopień odpowiedzialności i uprawnień WOP był inny niż SG, a i sytuacja była inna. Waga realizowanych zadań rosła więc musiały zwiększyć się uprawnienia. Jeśli zaś o mnie idzie - taki mam charakter,, że nie chowam się za czyimiś plecami, lubię ryzyko.

- Na koniec - półprywatnie: co robi komendant SG w czasie wolnym?

- O ile go jeszcze ma. Praktycznie dzień pracy jest tak napięty, że wieczorem mogę jeszcze tylko przejrzeć gazety. Tym niemniej coś jeszcze potrafię napisać, coś zrecenzować... Czuję się pracownikiem naukowym. To mój drugi, a może inaczej, właściwy zawód, do którego zawsze mogę wrócić.

- To znaczy, że można wierzyć kursującej w terenie plotce o rychłym odejściu komendanta.

- Ciekawe... Cieszy mnie taka troska o moje losy wśród podwładnych. No cóż nie ma ludzi niezastąpionych. Być może nastąpią jakieś zmiany. Ja w każdym razie zawsze mogę wrócić do pracy naukowej. Wrócić bogatszym o sporą w końcu praktykę.

Rozmawiał Jarosław Żukowicz